- No dobrze... Tylko żeby nie walił w okno zbyt mocno - zgodziła się Marinette, chichocząc cicho.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy możemy już iść do domu? Jestem bardzo zmęczona po dzisiejszej podróży - ziewnęła Nicole.
Pożegnały się z Adrienem (oczywiście brunetka odburknęła tylko chamskie ,,Nara'') i ruszyły do domu. Marinette pomogła kuzynce rozpakować walizki, oprowadziła ją po mieszkaniu i wskazała drogę do pokoju Nicole. Dziewczyna ukrywała swoje niezadowolenie. Nie przepadała za kolorem niebieskim, który pokrywał ściany pomieszczenia. Poza tym, jej nowy dom był do zniesienia. Kuzynki życzyły sobie dobrej nocy, po czym obydwie zmierzały w kierunku swoich łóżek.
Jednak Marinette nie miała zamiaru iść spać. Przebrała się w jedną z jej najładniejszych pidżam, zrobiła kakao dla siebie i wyjątkowego gościa, który już za chwilę miał ją odwiedzić. Liczyła tylko, że przybędzie szybko, by gorący napój nie wystygł. Usiadła na łóżku. Poprawiła poduszkę, ułożyła na niej głowę i mimowolnie zasnęła.
Obudziła się. Poczuła na sobie czyjś wzrok. Zorientowała się, że ktoś siedzi na brzegu łóżka. Spanikowała i pisnęła głośno.
- Ach... To ty! - zarumieniła się.
- Tak słodko spałaś, nie miałem serca cię budzić - uśmiechnął się Czarny Kot. Marinette powoli wstała, by przynieść towarzyszowi kakao. Jednak zobaczyła, że jeden kubek był pusty. Spojrzała na niego wymownie.
- Nie mogłem się powstrzymać. Tak świetnie pachniało i było takie pyszne... - wyjaśnił.
- Przygotowałam je dla ciebie - zaśmiała się, po czym usiadła obok niego i wtuliła się w jego tors. Czuła się przy nim tak bezpiecznie. On przykrył ich oboje kocem. Siedzieli tak bardzo długo. Adrien cieszył się z tego uścisku jak z żadnego innego. Mógłby się nawet rzucić za nią w ogień, by tylko ona pokochała go tak, jak on kochał ją.
,,To ten moment. Zrób to'' - podpowiadał mu głosik z tyłu głowy. - ,,Pocałuj ją!''. Postanowił mu zaufać, choć zwykle zastanawiał się kilka razy nad każdą decyzją. Ich serca biły coraz szybciej. Poczuł piękny zapach jej truskawkowych perfum. Odgarnął włosy z jej czoła, które trochę zasłaniały cudowne, błękitne oczy dziewczyny. Spoglądał na nią, jakby chciał powiedzieć: ,,Jesteś gotowa?''. Ona wpatrywała się w niego niepewnym spojrzeniem. Coraz bardziej się rumieniła, co wydawało mu się urocze. Ich twarze zbliżały się do siebie, nosy prawie się stykały. W końcu ich wargi złączyły się w pocałunku. Marinette wplotła ręce w blond włosy chłopaka, na co on objął ją w talii. Nie chcieli się od siebie odrywać, ale kiedy to nastąpiło, Czarny Kot powiedział:
- Kocham cię, Mari. Kiedy przypominam sobie twoją rozpromienioną twarz, mimowolnie się uśmiecham. Cholernie mi na tobie zależy i byłem taki głupi, bo nie zauważałem, że to ty byłaś moją biedronsią. Moją królewną. Moim skarbem. Wciąż liczę, że wybaczysz mi moją ślepotę...
Pocałował ją w czoło, po czym przykrył ją kocem, który wcześniej spadł na ziemię. Ułożył ją do snu jak troskliwy ojciec. Musnął wargi dziewczyny na pożegnanie. Wyskoczył przez okno, dostał się na dach jakiegoś budynku przy pomocy kicikija. Zszedł z niego, wszedł w pustą, wąską uliczkę. Po chwili Czarnego Kota już nie było. Adrien z wielkim uśmiechem na ustach spojrzał na Plagga.
- Udało mi się. Powiedziałem jej, co do niej czuję! - uradował się.
- I tak wasza miłość nigdy nie będzie tak silna, jak moja do sera - prychnęło Kwami, na co chłopak się zaśmiał. Był w tak dobrym humorze, że dał mu więcej camemberta niż zazwyczaj. Zadzwonił po Nathalie, żeby przysłała do niego limuzynę. Wolał nie błąkać się po tych okolicach. Cudem niezauważony przez natrętnych fotoreporterów wszedł do samochodu i pojechał prosto do domu.
Nazajutrz Marinette obudziła się wciąż ucieszona wczorajszym pocałunkiem, który był jej pierwszym od czasu związku z Nathanaelem. Wnet przypomniała sobie dzień, kiedy to rudzielec został zaakumanizowany. Wtedy poznała Czarnego Kota jako Marinette, choć przyjaźniła się z nim jako Biedronka. Nigdy nic do niego nie czuła. Dopiero niedawno zdała sobie z tego sprawę: nie mogła zaprzeczyć temu, że go kocha. Zjadła śniadanie i uradowana tym, że Alya jeszcze nie poszła do pracy, zadzwoniła do niej.
- Halo? Hej Mari!
- Nie uwierzysz. Ja się chyba zakochałam! - powiedziała rozmarzona.
- Kto jest tym szczęściarzem?! - wykrzyczała w euforii brunetka.
- No... Ten... - jąkała się Marinette. Wstyd było przyznać się, że nie zna prawdziwej tożsamości blondyna. - Ja nie wiem kim on jest... - wyjawiła.
- Jak to? - zdziwiła się Alya.
- Nie będziesz się śmiać? - spytała niepewnie czarnowłosa.
- Chyba żartujesz! Możesz mi ufać, przecież dobrze o tym wiesz! - zapewniła ją przyjaciółka.
- Czarny Kot. Kocham jego opiekuńczość, poczucie humoru, bohaterstwo. Szkoda, że zrozumiałam to tak późno...
- Jejku... Jestem z ciebie dumna! Pocałowaliście się? - zagadnęła.
- Tak. To był najpiękniejszy pocałunek jak przeżyłam w całym moim życiu - powiedziała Marinette.
- Wiesz, całowałaś się tylko z trzy razy. Dwa razy z chłopakiem, który zerwał z tobą po tygodniu. A ten trzeci raz to z Czarnym Kotem - przypomniała jej, na co ta chciała ją telepatycznie udusić - Żeby ci tylko kiciuś nie przyniósł pecha! - zaśmiała się.
- Dobra, dobra... Lepiej mi powiedz, jak tam ci się układa z Nino! - nalegała.
- Ostatnio bardzo się pokłóciliśmy. Wciąż przekładamy nasz ślub przez te jego durne wyjazdy! - zdenerwowała się Alya. - Bóg wie co on tam robi. A co jeśli mnie zdradza? - przeraziła się nagle.
- Nie zrobiłby tego, on cię kocha! - zapewniała ją Marinette, mimowolnie przypominając sobie przykrą opowieść kuzynki o chłopaku, który wyjeżdżał do pracy zupełnie jak Nino. Nie miała jednak zamiaru wspominać o tym przyjaciółce. Zakończyła rozmowę. Poszła obudzić Nicole, która wciąż słodko spała. Marinette na palcach podeszła do komódki, na której chciała położyć wcześniej przygotowaną herbatę dla kuzynki. Jednak uwagę dziewczyny przykuła dziwna, zielona maskotka, przypominająca węża. Wyglądała jak Tikki, różniła się tylko kolorem i tym, że nie miała kropek. Stwierdziła, że zapyta o nią, jak jej właścicielka się obudzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz