Marinette wciąż poruszona rozmową z Adrienem siedziała na swoim łóżku myśląc, co by było, gdyby znów musiała chronić mieszkańców przed złem. Z tych rozmyślań wyrwał ją dzwonek telefonu.
- Halo? Mamo, jest już trochę późno! - powiedziała Marinette, spoglądając na zegarek, który wskazywał dwudziestą drugą.
-Bardzo cię kocham, ale muszę ci to w końcu powiedzieć... - zaczęła niepewnie - KIEDY W KOŃCU ZACZNIESZ ŻYĆ JAK DOROSŁY CZŁOWIEK?! - wywrzeszczała, na co dwudziestolatka nieco odsunęła słuchawkę, by nie ogłuchnąć.
- W jakim sensie? - zapytała zdziwiona.
- Skarbie, wiem, że nie udało nam się zapewnić ci studiów, ale może spróbowałabyś znaleźć jakąś pracę? - zaproponowała już trochę spokojniejszym głosem. - Jeśli ci się nie uda, wyjdź za mąż za tego twojego bogatego przyjaciela, Adriena - zaśmiała się. Marinette zastanawiała się, czy odebrać to na poważnie, ale po chwili zrozumiała żart.
- Przecież wiesz, że próbuję, ale do niczego się nie nadaję! - odparła smutno - Gdziekolwiek bym nie poszła błagać o robotę, to albo mnie nie przyjmują, albo wylewają mnie po dniu, czy dwóch. Pamiętasz sytuację, kiedy próbowałam sił jako fryzjer, ale niechcący uruchomiłam golarkę? Wypadła mi z ręki i ogoliła klienta nie tak, jak chciał. Potem mogłam się tam już nie pokazywać - przypomniała mamie.
- To był przecież wypadek! Może uda ci się w następnej pracy? - Sabine Cheng starała się wzbudzić złudną nadzieję w córce.
- Och, mamo... Przecież pod koniec tygodnia wprowadza się do mnie Nicole, pomoże mi finansowo. Jestem okropną ciamajdą, nikt mnie nie zatrudni! - załamała się Marinette.
Ich rozmowa trwała jeszcze trochę czasu, ale wkrótce mama dziewczyny dała jej spokój, życząc jej słodkich snów. Teraz myślała tylko o przyszłości córki. Marinette naprawdę to doceniała, ale wciąż utwierdzała się w przekonaniu, że jest do niczego. Miała problemy z zaśnięciem, ale po godzinie wiercenia się w łóżku w końcu oddała się w objęcia Morfeusza.
Była jedenasta czterdzieści osiem. Marinette w zwyczaju miała wstawanie dość późno, ale skoro nigdzie jej się nie spieszyło, po co miałaby się zrywać z samego rana? Powoli udała się do łazienki, umyła zęby, wzięła szybki prysznic, ubrała się w jej ulubione, czarne spodnie i ciemną bluzkę z białym nadrukiem. Włosy, jak zawsze po przebudzeniu, żyły własnym życiem i rozczesanie ich zajęło jej dużo czasu. Zastanawiała się, co może dzisiaj zrobić. Nagle doznała olśnienia: jeszcze nie skontaktowała się z Adrienem!
- Cześć, tu Marinette. Jak tam u ciebie? Czy noga jeszcze boli? - spytała ospałym głosem.
- Widzę, że nasza śpiąca królewna dopiero obudziła się ze snu - zaśmiał się - Wiesz, dzięki, że pytasz, bo właśnie zacząłem normalnie chodzić. Zagoiło się szybciej, niż wszyscy przewidywali. Jakieś plany na dziś? - spytał.
- Nie, będzie mi się koszmarnie nudzić. Szkoda, że ty i Alya pracujecie w tym czasie...
- Chyba żartujesz! Co z tego, że wszystko już w porządku, mama i tak się martwi, więc o powrocie do modelingu mogę w tej chwili zapomnieć - wyjaśnił. - Jest trochę nadopiekuńcza, przecież jestem już dorosły...
- Ciekawe, dlaczego tak się martwi... Już wiem! Bo jesteś jej całym światem, Adrien! - powiedziała Marinette, nie wiedząc czemu przypominając sobie jego zielone spojrzenie.
- Ja też ją bardzo kocham, ale niczym nie odkupi sobie tych trzech lat, kiedy zniknęła bez śladu - westchnął.
- Rozmawialiście już o tym, przecież mówiła, że miała coś ważnego do załatwienia - przypomniała mu.
- No wiem... Już jej wybaczyłem, tylko czasem mam takie głupie myśli. Nie jestem na nią w ogóle zły, miała ważny powód, żeby nas opuścić. Hej, to może wymknę się po cichu z domu i się spotkamy? Muszę ci coś powiedzieć - spytał, odbiegając od tematu matki.
- Oczywiście. Powiedz tylko gdzie i o której.
Umówili się o dwunastej trzydzieści w kawiarni, która była jedną z najdroższych w całym mieście. Adrien długo ją namawiał na to miejsce, ale w końcu Marinette się zgodziła i stwierdziła, że po prostu nic nie zamówi. Jeszcze zanim skierowała się do wyjścia, przyjaciel zadzwonił i oznajmił, że czeka pod jej domem.
- No witaj, zapraszam - otworzył jej drzwi od samochodu, po czym sam usiadł za kierownicą i zaczął prowadzić.
- Autko masz wystrzałowe, ale mógłbyś nauczyć się spokojniej jeździć - zauważyła Marinette.
- Staram się, serio - zapewnił ją, gdy już parkowali przed kawiarnią. Dokładnie zamknął pojazd (sprawdził to jeszcze ze trzy razy), chwycił dłoń Marinette i wszedł z nią do budynku. Wnętrze prezentowało się bardzo gustownie. Dziewczyna wydukała ciche ,,Łał''. Zajęli stolik, który wcześniej był dla nich zarezerwowany. Podszedł do nich kelner.
- Jak miło mi pana widzieć, panie Agreste! - wyjąkał lekko zdenerwowany obecnością tak ważnego klienta. - Czy zdecydowali się państwo na coś?
- Marinette, na co masz ochotę? - spytał Adrien, na co ona odpowiedziała grymasem wstydu.
- Nie mam pieniędzy na nic z tej kawiarni - wyszeptała mu do ucha z lekkim zawstydzeniem, na co ten powiedział:
- Poprosimy dwie Latte oraz dwa razy Isphahan - zwrócił się do kelnera. - Myślę, że ten deser ci posmakuje, wiem, jak lubisz maliny - mrugnął do przyjaciółki. Pracownik kawiarni pędem udał się do kuchni.
- Co w ciebie wstąpiło?! Mówiłam, że nie mogę zapłacić... - mruknęła.
- Zapomniałaś już, że masz do czynienia z Adrienem Agreste, którego ojcem jest najpopularniejszy projektant w Paryżu. Przecież ja zapłacę za ciebie! - powiedział.
- Jak ja ci zwrócę te pieniądze? - westchnęła smutno.
- Nie musisz ich oddawać. To taki mały podarunek ode mnie. I nie tylko ja chcę ci coś dać - odparł, wyciągając z kieszeni małe pudełeczko. - Spotkałem Czarnego Kota, kazał ci to przekazać...
- Jakie piękne! Ale chwileczkę .... czemu chciał dać to właśnie mnie? - zastanawiała się, z zachwytem przyglądając się srebrnej bransoletce. Dopiero, gdy przeczytała wygrawerowany na niej napis, pojęła o co chodzi.
- Dla Biedronki - odczytała pustym głosem, bo właśnie zrozumiała, że jej dawny przyjaciel zna jej prawdziwą tożsamość.
_______________________________________________________
Wersja Wattpad: KLIK Proszę o komentarze
Pozdrawiam,
KrakersowaSimsowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz